Cześć!
Pamiętam jak zaczynałam przygodę z garami i wszystko wydawało się takie jakieś trudne.
W miarę upływu lat i zwiększającej się ilości siwych włosów na głowie trochę nabrałam odwagi w kombinowaniu z jedzeniem.
Nie to, żebym robiła cuda na kiju. Nie. Ale niektóre przemyślenia i zawartość lodówki naprowadziły mnie na drogę, którą cały czas podążam. Nic nie ma prawa się zmarnować.
Dzisiaj pomyślałam o bigosiku.
Miałam w lodówce wiadereczko kilogramowe kiszonej kapusty. Znalazłam kawałek marchewki, kawałek twardej części kapusty pekińskiej. Pozostało mi wyciągnąć tylko z zamrażalki boczek parzony i kiełbaskę.
Bigos na winie. Właściwie z tym, co się nawinie.
Przelałam kapustę kiszoną wodą, żeby domownicy z nadmiaru kwasu się nie wykręcali.
Wstawiłam do gara i wrzuciłam 3 liście laurowe, kilka ziarenek ziela angielskiego i odrobinę kminku.
Dodałam pokrojoną pekinkę i marchewkę. Podsmażyłam na słonince 1,5 laski kiełbasy i 20 dkg boczku z całą cebulą. Dodałam też skórę z boczku. Po tym jak już ugotuje się wyciągam ją. Można wkroić do kapusty….albo zjeść z octem ( dla mnie to rarytas).
Wrzuciłam to do garnka i nastawiłam na gotowanie.
Godzinka z głowy.
Jak już kapusta była mięciutka dodałam koncentrat pomidorowy – pół małego słoika i przyprawiłam solą i pieprzem i dosypałam majeranku.
Zrobiłam zasmażkę. Stopioną słoninę podsmażyłam i dodałam dwie łyżki mąki. Zaprawiłam kapustę.
Wiadomo, bigos najlepszy jest jak postoi do następnego dnia. Nawet po kilku dniach nadaje się do jedzenia bez mrożenia.
Nie dało rady dość długo czekać aż nabierze smaku, w żołądkach musiał najść.
To co zostało może będzie miało szansę, by poprzez leżakowanie w lodówce pozyskać głębię smaku….może…;)
Zdarza mi się robić czasami bigos na bogato. Gotuje wtedy kawałek łopatki i dalej postępuję jak w tym przypadku, wrzucam kapustę…itd. Dodatkowo tylko do kapusty wrzucam rozdrobnione mięso z gotowania. No to wtedy już jest bajka w smaku!
Smacznego!
Lidka